Szkółkarstwo austriackie nie wyróżnia się w Europie niczym szczególnym, dlatego też nie jest u nas zbyt znane. W lepszym zrozumieniu jego pozycji mogła pomóc ubiegłoroczna wycieczka szkoleniowa Związku Szkółkarzy Polskich (z której spostrzeżenia dotyczące Węgier i Czech przedstawiłam w poprzednich numerach). Wprawdzie obejmowała zaledwie dwa przedsiębiorstwa w Austrii — i to zajmujące się nie tylko produkcją, lecz również handlem detalicznym (Starkl oraz Praskac) — ale mimo wszystko spostrzeżenia ich właścicieli były interesujące dla polskich szkółkarzy. Dotyczyły bowiem m.in. Unii Europejskiej.
Nowa, unijna epoka
Austria przystąpiła do UE w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jak stwierdził Franz Praskac (fot. 1), właściciel szkółek i centrum ogrodniczego, a zarazem prezes Związku Szkółkarzy Austriackich, wymusiło to na producentach całkowitą zmianę sposobu myślenia na temat krajowego handlu materiałem szkółkarskim. Napłynęły bowiem tanie produkty z zagranicy, wcześniej obłożone cłem (równowartość 20–30 fenigów za 1 kg towaru) — głównie z Holandii i Włoch. Na przykład, cena młodych drzew z rejonu Pistoi okazała się niższa niż koszt samego wykopania ich w Austrii. Z kolei „masówka” z Holandii zadomowiła się w tzw. baumarktach, czyli marketach budowlano-ogrodniczych. Ogólnie ceny drzew, krzewów i bylin spadły, a jednocześnie wymagania klientów stale się podnoszą, np. coraz częściej oczekują oni od obsługi punktu sprzedaży dowozu towarów do domu. „Kaprysy” te wiążą się z dużą siłą nabywczą, jaka cechuje społeczeństwo austriackie, notabene dobrze rokującą handlowi roślinnemu.
Kwitując nasze starania o włączenie do Unii Europejskiej F. Praskac powiedział, że Wspólnota nie jest kurą znoszącą złote jajka. Dobitniej wyraził się o Piętnastce Anton Starkl nazywając ją „nowym komunizmem” (ciekawe, skąd zna „stary”?). Oprócz holenderskich i włoskich roślin, przyniosła bowiem rozbudowaną biurokrację oraz zmiany systemu podatkowego i innych przepisów, m.in. fitosanitarnych czy dotyczących ochrony środowiska. Konsekwencją tych ostatnich regulacji jest zakaz używania herbicydów w polu. Z tego powodu w szkółce Starkla sadzi się rośliny w większych rozstawach (w kwadrat — fot. 2) i prowadzi uprawki mechanicznie — przy pomocy koni, które w Austrii jeszcze niedawno nie były w ogóle wykorzystywane jako siła pociągowa.
W zmaganiach z unijną konkurencją austriackim szkółkarzom pozostało skoncentrować się na asortymencie bardziej wyszukanym (np. duże drzewa „soliterowe”) oraz rozwijać sprzedaż we własnych centrach ogrodniczych (fot. 3). Zarówno Starkl, jak i Praskac posiadają dobrze urządzone tego typu punkty przy szkółkach, przy czym dla tego pierwszego przedsiębiorstwa handel, już od dłuższego czasu, stanowi główną formę działalności, a dla drugiego — dodatkową, wymuszoną sytuacją ostatnich lat.
Ogólnie o austriackiej produkcji
Szkółkarstwo austriackie rozwinęło się w dolinie Dunaju, na linii Wiedeń-Passau. Najbardziej znana w ogrodniczym świecie miejscowość na tym obszarze to Tulln, gdzie mają swoje siedziby obie wyżej wymienione firmy. W sumie w Austrii jest około 150 szkółek, które zajmują ogółem 1500 ha i w dwóch trzecich przynależą do branżowego związku.
Tak, jak w innych krajach zachodnich, sprzedaż odbywa się głównie wiosną, choć — np. w firmie Praskac — przewaga tego sezonu nad jesiennym jest mniejsza niż ogólnie w Holandii czy w Niemczech. Przedsiębiorstwo to trudni się jednak urządzaniem terenów zieleni, którego szczyt przypada właśnie na jesień.
Oprócz wspomnianych przepisów, problemem austriackich szkółkarzy jest droga siła robocza: oficjalnie pracodawca przeznacza na wynagrodzenie co najmniej 200 szylingów (około 59 zł)/godz. Od marca do listopada zatrudnia się sezonowych pracowników, których sporą grupę stanowią imigranci — ostatnio przeważnie z byłej Jugosławii.
Pierwsza firma
Starkl to rodzinne przedsiębiorstwo istniejące od 1912 roku. Przed wojną jego szkółki produkowały drzewa i krzewy owocowe oraz ozdobne dla odbiorców hurtowych. Później zmieniono specjalizację nastawiając się na klienta indywidualnego. Obecnie firma znajduje się w rękach trzeciego z kolei ogrodniczego pokolenia, które w Tulln gospodaruje na powierzchni 45 ha. Starkl znany jest przede wszystkim ze sprzedaży wysyłkowej, którą prowadzi we własnym kraju, a także na Węgrzech, Słowacji, w Czechach i Polsce, współpracując z 65 innymi zakładami (senior rodu założył szkółkę w Czechach, gdzie teraz spędza większość czasu). We własnych szkółkach firma skupia się na produkcji drzew alejowych oraz iglastych — w gruncie i w pojemnikach.
Od niedawna te ostatnie uprawia się na stołach zalewowych (fot. 4), na podkładzie z pumeksu wyściełanego agrotkaniną. Nawadnianie jest automatyczne — odbywa się raz dziennie, a rośliny korzystają z podsiąkającej wody. Nawożone są jednak tradycyjnie — podaje się Osmocote, a nie nawozy rozpuszczalne w wodzie, które można by dostarczać z każdym podlewaniem. Uprawa w gruncie nastręcza pewnych trudności, gdyż gleba w szkółce jest ciężka (choć żyzna). Dla poprawienia struktury podłoża i wzbogacenia go w substancję organiczną przyoruje się w polu odpady z pobliskiej cukrowni.
Punkt sprzedaży, zajmujący 5000 m2, przyciąga nie tylko dobrą organizacją, ale do przyjścia tam zachęca także jego otoczenie — ładnie urządzony park, w którym można pospacerować lub odpocząć (fot. 5). To centrum ogrodnicze co roku odwiedzane jest przez około 50 tys. kupujących. Rodzina Starklów ma jeszcze trzy inne, podobne punkty sprzedaży w kraju, z których dwa znajdują się na przedmieściach Wiednia. Od niedawna realizowana jest przy tym nowa strategia, w związku ze wspomnianymi wcześniej przemianami na rynku austriackim. Polega ona na otwieraniu centrów ogrodniczych przy „baumarktach”, które cieszą się większą frekwencją niż tradycyjne punkty sprzedaży roślin.
Druga firma
Franz Praskac jest właścicielem najstarszej austriackiej szkółki, która powstała w 1875 roku. 75% jego kupców stanowią klienci indywidualni. Z myślą o nich zbudował w 1997 r. centrum ogrodnicze przeznaczając pod ten punkt sprzedaży 12 tys. m2. Mniej więcej jedna trzecia tej powierzchni znajduje się pod dachem (fot. 6). Na samą automatyzację tej „szklarni” przeznaczył 1 mln ATS (odsetki od kredytów bankowych w Austrii wynosiły w zeszłym roku 6,5%). Inwestycja, choć kapitałochłonna, szybko się zamortyzuje, gdyż pracownik zastępujący te urządzenia kosztowałby na dłuższą metę więcej niż one.
Asortyment roślin oferowanych w centrum musi być z roku na rok poszerzany, aby było ono konkurencyjne wobec supermarketów. Franz Praskac przeznacza na reklamę 7% obrotów swojego przedsiębiorstwa — m.in. wydaje co roku kolorowy katalog w nakładzie 65 tys. egzemplarzy. Urządza też kilka razy w sezonie wystawy tematyczne, np. „Pachnące pelargonie”.
Jego szkółki mają obecnie areał 80 ha, z czego 25 ha przeznaczone jest na produkcję drzew alejowych. Zaledwie 4,5 ha zajmują uprawy kontenerowe krzewów, wśród których dominują iglaste, w bogatym doborze odmian. W sumie asortyment roślin ozdobnych (w tym bylin) oraz owocowych obejmuje około 3000 taksonów. Tendencją ostatnich lat jest jednak ograniczanie liczby upraw i kupowanie brakujących roślin u innych szkółkarzy — nawet holenderskich (z Boskoop trafiają tu magnolie, klony palmowe).