Unia a my

Autor: Zbyszek Wybicki

Archiwum Szkółkarstwa

Przedstawiamy obszerne fragmenty wypowiedzi jednego z producentów, byłego prezesa Związku Szkółkarzy Polskich, którą zamieszczono w Biuletynie Informacyjnym tej organizacji (nr 8/99). Być może, głosem tym uda się nam wywołać dyskusję na temat stanu krajowego szkółkarstwa w perspektywie przystąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej (podobna intencja, wymiany poglądów, przyświecała redakcji Biuletynu). Niewątpliwie najwyższy już czas na taką dyskusję i sprecyzowanie wyzwań stojących przed polskimi szkółkarzami (red.).

Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej zdaje się przesądzone, problemem jest tylko kwestia terminu realizacji tego doniosłego aktu. Czeka nas niezwykle złożony, skomplikowany proces przystosowania polskiej gospodarki, legislacji, demokracji, itp. do wszelkich przejawów życia gospodarczego, politycznego i społecznego państw Unii. Mówimy ”proces przystosowawczy”, gdyż nie budzi chyba niczyjej wątpliwości fakt, że to właśnie my – Polacy – musimy dostosować się do prawa i przepisów Unii Europejskiej, a nie odwrotnie. Odnoszę wrażenie, że im dokładniej przyglądamy się temu, co nas czeka, analizujemy drogę, jaką musimy przebyć, aby zrealizowany został ambitny zamysł polityczny i gospodarczy, tym więcej budzi się w każdym z nas refleksji, żeby nie powiedzieć wątpliwości. Nie zawsze wynika to z negatywnego stosunku do samego procesu integracji, lecz przede wszystkim z niewiedzy, braku zadowalających odpowiedzi na nurtujące każdego pytania. Uważam w tym miejscu za stosowne przedstawić główne przepisy obowiązujące obecnie polskiego szkółkarza oraz (w zakresie posiadanych przeze mnie wiadomości) przepisy obowiązujące w państwach Unii Europejskiej.

Sytuacja producentów materiału sadowniczego

Producent szkółkarskiego materiału sadowniczego ma w Polsce trudniejsze życie niż producenci materiału ozdobnego, dlatego od niego zacznę. Szkółkarz musi zgłosić w odpowiednim urzędzie chęć podjęcia produkcji szkółkarskiego materiału owocowego i uzyskać odpowiednie zezwolenie – raczej formalność. W razie potrzeby założenia matecznika rośliny muszą pochodzić z wyznaczonych (administracyjnie) szkółek mających gwarantować elitarność genetyczną roślin, odpowiednią ich jakość, stuprocentową zdrowotność oraz zapewnić żądaną ilość – fikcja totalna; rośliny bywają chore, kiepskiej jakości, w niewystarczającej ilości (co uniemożliwia szkółce uruchomienie produkcji na planowanym poziomie). Abstrahuję od cen – typowo monopolistycznych. Sytuacja szkółkarza jest następująca – kupuje kiepskie, chorowite i drogie (ale z ”papierami”) rośliny na matecznik w wyznaczonej szkółce, z reguły w Zakładzie Doświadczalnym ISK w Skierniewicach lub nie zakłada matecznika wcale. Podkładki produkuje we własnym zakresie – podlegają lustracji i kwalifikacji przeprowadzonej przez Inspekcję Nasienną – lub kupuje w innej kwalifikowanej szkółce z odpowiednimi dokumentami Inspekcji Nasiennej. Zrazy do szczepień i okulizacji drzew ziarnkowych i pestkowych kupuje w wyznaczonych sadach zraźnikowych (sytuacja podobna, jak z roślinami jagodowymi na matecznik: chodzi o uzyskanie ”papierka” – udokumentowanego pochodzenia zrazów). W wielu przypadkach zakupione zrazy nie nadają się do użytku (choroby, kiepska jakość), są wyrzucane, a materiał do szczepień pobierany jest z plantacji produkcyjnej. Krzewy jagodowe mnoży się z własnych, kwalifikowanych corocznie przez Inspekcję Nasienną, mateczników. Rośliny handlowe przed ”wykopkami” podlegają ponownej kwalifikacji, którą poprzedza wykupienie jednostkowych (jednorazowych) etykiet, zgodnie z przewidywaną ilością drzewek do sprzedaży, i zaopatrzenie w etykiety wszystkich roślin zgłoszonych do kwalifikacji na polu! (czyt. też ”Szkółkarstwo” 1/99 – red.) Do obrotu handlowego skierowane mogą być tylko rośliny zakwalifikowane przez Inspekcję Nasienną – pozostałe ulegają zniszczeniu, wraz z założoną etykietą. Również ewentualny nadmiar etykiet ulega zniszczeniu – nie może być wykorzystany w roku następnym (ewidentna strata finansowa szkółkarza). Inspekcja Nasienna kwalifikuje tylko odmiany z tzw. doboru, ustalonego przez ISK w Skierniewicach (Bóg jeden raczy wiedzieć, jakimi zasadami kierują się autorzy) – pozostałe odmiany (wiele starych, bardzo atrakcyjnych odmian oraz wszystkie nowości) nie mogą na rynku funkcjonować, nie znajdują się w doborze. W przypadku otrzymania nowej odmiany (drogą hodowli, selekcji, itp.) autor odmiany musi zgłosić ją do odpowiedniego rejestru (ocena i decyzja zapada w COBORU w Słupi Wielkiej), musi zadbać o wpis do doboru (decyzja ISK w Skierniewicach). Po przebrnięciu tego całego korowodu, trwającego kilka lat (nie wliczając lat pracy nad otrzymaniem odmiany) – niewielu jest szczęśliwców, którzy dożywają efektywnego zakończenia sprawy. Nie poruszam strony finansowej przedsięwzięcia, bo jest oczywista – szkółkarz bądź sadownik samodzielnie ponoszą wszystkie koszty związane z otrzymaniem nowej odmiany i jej wprowadzeniem na rynek. Reasumując powyższe punkty dochodzimy do wniosku, że: szkółkarz polski otoczony jest sporą rzeszą urzędników różnej maści, którzy – wbrew szczerym zapewnieniom (zasłaniając się obowiązującymi przepisami, które wielokrotnie sami tworzą lub specyficznie interpretują) – zamiast ułatwiać i upraszczać wszelkie procedury związane z cyklem produkcyjnym i handlowym drzewek i krzewów owocowych, wyraźnie je komplikują. Szkółkarz zmuszony jest do ponoszenia sporych kosztów związanych z wymyślanymi, coraz liczniejszymi, ”zabiegami usprawniającymi” pełną kontrolę i ręczne sterowanie produkcją (obligatoryjne badanie gleby, zdrowotności roślin, zaopatrywanie w etykiety roślin będących w produkcji, a nie tylko tych kierowanych do sprzedaży, palenie drzewek z etykietami w przypadku nadprodukcji). Widoczny jest hamujący wpływ na rozwój szkółkarstwa i możliwości elastycznego reagowania przez producentów na zmieniające się potrzeby rynku, wskutek decyzji o zaopatrywaniu się w rośliny mateczne, zrazy, oczka, skostniały dobór odmian. Produkować nie wolno, natomiast sadownik może zaimportować gotowe drzewka z Zachodu – gdzie ochrona rynku wewnętrznego i interesów rodzimych producentów? Smaczku całej tej sprawie dodaje jeszcze fakt, że przy tak daleko posuniętej ingerencji aparatu państwowego w procesy decyzyjne, produkcyjne i handlowe, związane z istotnymi kosztami ponoszonymi przez szkółkarza, żadna z instytucji uczestniczących w tym łańcuszku nie ponosi odpowiedzialności za wydane zaświadczenia, świadectwa i decyzje. Zawsze winien jest producent. Można podać jeszcze sporo podobnych uwarunkowań produkcji i obrotu materiałem szkółkarskim, ale chodzi mi tylko o zasygnalizowanie tych – moim zdaniem – najistotniejszych. Rodzi się w końcu pytanie: czy tak, jak jest, jest dobrze?

Jak jest w innych krajach?

l tutaj spotykamy się z przewrotnością i sporą dozą ignorancji ze strony rzeczonych służb urzędniczych, które próbują argumentować swoje decyzje zbieżnością z przepisami unijnymi, ich ujednoliceniem z naszymi. O co więc chodzi? Prawdą jest, że na Zachodzie istnieją służby czuwające nad zdrowotnością roślin, badające czystość odmianową, jakość produkowanego materiału, analizujące zapotrzebowanie rynku i próbujące stymulować strukturę odmianową. Najistotniejsze jest jednak to, że na Zachodzie wszystkie te służby – zgodnie z nazwą – pełnią rolę służebną wobec producenta, pomagają mu, działają na jego prośbę i zlecenie, a nie w sposób autokratyczny, jak ma to miejsce w Polsce. Na całym świecie od wielu lat znana jest (a także stosowana w praktyce) zasada, że rynek decyduje o produkcji, jej strukturze i wielkości, a nie urzędnicy. O jakości towaru i cenach decyduje klient, a nie szacowne grona specjalistów, które próbują ustalać gusta klientów i wmawiać im, co jest najlepsze. Świadomy producent zdaje sobie sprawę z konieczności współpracy ze światem nauki, lecz na zasadach partnerskich, a nie wykonawcy nie zawsze szczęśliwych poleceń i nakazów. Każdy szanujący się producent (nie tylko na Zachodzie, bo w Polsce również mamy spore już grono takowych), zdaje sobie sprawę z tego, że dobra jakość roślin, ciekawy asortyment, gwarantowane nazwiskiem wyrabianym przez wiele lat, czasem nawet pokoleń, są jedynym warunkiem dobrej sprzedaży i sukcesu finansowego firmy. Wszyscy zdajemy sobie również sprawę z tego, jak łatwo to dobre imię można na rynku utracić – jeden rok, obniżka jakości, nieatrakcyjny asortyment, zamieszanie odmianowe – mogą spowodować poważne kłopoty. Co więc robią nasi koledzy po fachu w innych krajach? Ano, pracują uczciwie, sami przeprowadzają selekcję roślin matecznych, dbają o ich czystość odmianową, zdrowotność, mają własny materiał wyjściowy bądź kupują go w zaprzyjaźnionej i sprawdzonej szkółce, produkują rośliny w asortymencie atrakcyjnym i poszukiwanym przez odbiorców, nie zawsze musi to być nowość, często decyduje moda, kolor, kształt, tradycja, przyzwyczajenie, itp. W tym tak złożonym procesie produkcyjnym jest oczywiście miejsce na współpracę z ośrodkami naukowymi, badawczymi, wdrożeniowymi. Ale, podkreślam to jeszcze raz, współpraca na zasadach partnerskich, gdzie przede wszystkim realizowany jest interes szkółkarzaproducenta, a w konsekwencji – klienta.

Szkółkarstwo ozdobne

Jak natomiast mają się sprawy w szkółkarstwie ozdobnym? Właściwie to już jesteśmy w Europie. Szanująca się szkółka posiada własne, zdrowe, czyste odmianowe mateczniki, prowadzi selekcję negatywną w czasie cyklu produkcyjnego (eliminuje egzemplarze słabe, nietypowe), prowadzi selekcję pozytywną (pozyskuje ciekawe formy, mutanty, sporty) poszerzając tym samym asortyment produkcji – vide długa lista polskich odmian – dba o jakość produkowanych roślin i atrakcyjność odmianową oferty handlowej i po wielu latach staje się synonimem dobrej jakości. Do tego nie są potrzebne kwalifikacje, inspekcje, itp. Żaden dokument, jak najbardziej pozytywny (laurka, cenzurka) nie może zmusić klienta do kupienia kiepskiego towaru. Istnieje oczywiście rynek słabych roślin – na Zachodzie również – jednak są to specyficzni klienci, płacący adekwatne pieniądze, bez możliwości składania reklamacji i roszczenia jakichkolwiek pretensji. Każdy towar ma swoją cenę, ale my, szkółkarze, zainteresowani jesteśmy dobrą ceną, ceną uczciwą za naszą ciężką pracę i dlatego chętnie korzystamy z pomocy wszystkich, którzy nam mogą i chcą pomóc. Nie rozumiemy jednak sensu działań, które nam ten prosty i odwieczny proces próbują utrudnić, a czasami wręcz uniemożliwić. Najlepszą ilustracją tego stanu rzeczy jest wyraźne przyhamowanie rozwoju (żeby nie użyć bardziej dosadnego określenia) produkcji szkółkarskiej roślin owocowych, a z drugiej strony dynamiczny rozwój szkółkarstwa ozdobnego, z liczącym się udziałem produkcji eksportowej.

Brak postów do wyświetlenia

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.