W ostatnich latach wyraźnie widać zmiany w podejściu włodarzy miast do zieleni. Pojawiają się nowe parki, rewitalizowane są te starsze, zmienia się wygląd zieleni przyulicznej. W końcu sadzi się więcej drzew, i – co najważniejsze – coraz większych, lepszej jakości oraz odmian radzących sobie w warunkach miejskich. Przyglądając się nowym nasadzeniom, można jednak odnieść wrażenie, że dobór odmian drzew sadzonych obecnie bardzo się skurczył, a w co najmniej kilku miastach zauważyłem, że dominują wśród nich m.in. klon polny ‘Elsrijk’, platan klonolistny, lipa drobnolistna ‘Rancho’ czy grab pospolity ‘Fastigiata’. Zresztą dotyczy to nie tylko naszego kraju, bo w t m roku np. klon ‘Elsrijk’ stał się towarem poszukiwanym w ca ej Europie. Jest on oczywiście trafnym wyborem – toleruje suszę, zwarte, utwardzone podłoże i zanieczyszczone powietrze. Zalet nie można odmówić także lipie ‘Ranczo’ – stosunkowo dobrze adaptuje się do trudnch warunków, ma małą koronę, a przy tym nie produkuje spadzi i nadaje się na węższe ulice z miejscami parkingowymi. Platanom z kolei niestraszne są susza i zanieczyszczone powietrze.
Można się jednak obawiać utraty bioróżnorodności „miejskiego lasu”. Szacuje się, że obecnie w europejskich aglomeracjach zazwyczaj 50–70% drzew ulicznych należy do zaledwie 3–5 rodzajów. Holenderskie badania genetyczne dzisiejszych odmian Tilia cordata wykazują z kolei, że wskutek hodowli współcześnie są one mniej zróżnicowane niż pojedyncze okazy tego gatunku w XVII w. Wielu ekspertów od miejskich biosystemów radzi miejskim architektom i planistom pamiętać o „zasadzie 10%” (czasami nazywanej „zasadą 10-20-30”), stworzonej przed laty przez dr. Franka Santamoura z Narodowego Arboretum Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie. Aby zachować różnorodność biologiczną drzew sadzonych w miastach, radził on sadzić nie więcej niż: 10% okazów jednego gatunku, 20% – z tego samego rodzaju i 30% – z tej samej rodziny. Dzięki takim kryteriom nawet w trudnych warunkach miejskich istnieje szansa na stworzenie ekosystemu, w którym znajdzie się miejsce dla rozwoju pożytecznych owadów oraz mikroorganizmów. Mniejsze będzie wtedy ryzyko utraty znacznej części populacji drzew w wypadku nowego zagrożenia, które może pojawić się w każdej chwili (wystarczy wymienić holenderską chorobę wiązów, szrotówka kasztanowcowiaczka czy ostatnio zamieranie jesionów). Jak jednak dziś traktować zasadę 10%? Czy powinna ona dotyczyć całego miasta, dzielnicy czy może pojedynczej ulicy? Niektórzy proponują zastąpić ją zasadą „rozejrzyj się wokół” – jeżeli zobaczysz w pobliżu drzewo, które planowałeś posadzić, zastąp je innym. Zbyt duża różnorodność odmianowa w wielu miejscach mogłaby jednakże prowadzić do utraty walorów dekoracyjnych poszczególnych miejsc w miastach. Utrzymanie równowagi w tej kwestii pozostaje wyzwaniem dla planistów miejskiej zieleni.