Cięcie krzewów to umiejętność, a czasem nawet sztuka. Tymczasem często widujemy krzewy, które nigdy nie zakwitną. Krzewy o nienaturalnych kształtach, obcych danemu gatunkowi. Skwery, klomby, parki, które nie rozwijają należytego potencjału. W tym artykule piszę o tym, jak zarządcy zieleni miejskiej niszczą koncepcję architektów krajobrazu. Dlaczego?
Któż nie pragnie, aby jego krzewy, drzewa lub jakiekolwiek inne rośliny znajdujące się w najbliższym otoczeniu nie osiągnęły swoich optymalnych wymiarów. By ich kondycja wywoływała zachwyt i urzekała pięknem przyrody, rzeźbiarza doskonałego.
Każda z nowo posadzonych roślin przy mniejszym lub bardziej zaawansowanym udziale ogrodnika wymaga pewnej pielęgnacji lub niezbędnego minimum opieki. Jest to niezbędne aby ułatwić im choćby start w nowych, trudniejszych warunkach presji środowiska przyrody ożywionej oraz warunkach abiotycznych. Jednym z takich zabiegów poprawiających rozkrzewienie lub formujących pokrój jest cięcie, w tym cięcie krzewów.

Cięcie krzewów. Czy zawsze jest niezbędne?
Zabieg cięcia tylko w niektórych wypadkach jest konieczny i niezbędny, np. u ozdobnych krzewów kwitnących na jednorocznych pędach:
- hortensji bukietowej (Hydrangea paniculata)
- krzewiastej (H. arborescens)
- budlei Davida (Buddleja davidii)
- tawuły japońskiej (Spiraea japonica).
Powyższe przykłady wskazują, że coroczna, umiejętna ingerencja sekatora i nożyc jest niezbędna dla prawidłowej budowy i przede wszystkim obfitego lub dorodnego kwitnienia, za którym wszyscy tęsknimy.

O ile w coraz większej części terenów zieleni publicznej, osiedlowej oraz przyulicznej obsługa tych obszarów celuje w jakość i profesjonalizm, o tyle niestety ciągle można się spotkać z okaleczaniem roślin, nadgorliwością, opieką, która deformuje, a w skrajnych przypadkach zabija krzewy, które troski nie wymagają.

W wielu miejscach w mojej okolicy, a także w innych regionach kraju obserwuję „poprawianie” i w regularnej systematyczności coroczne cięcie, którego cel nie jest jasny i zrozumiały – jestem pewien, że nawet dla wykonujących ten zabieg. Trudno jest się zgodzić z takim traktowaniem, najczęściej krzewów, które absolutnie tego nie wymagają lub nie w takiej formie czy z taką częstotliwością. Po prostu roślinom tym szkodzimy, często pozbawiamy je kwitnienia lub ograniczamy je we wzroście i przyjmowaniu naturalnego lub specyficznego pokroju odnalezionego przez hodowców. Przykładów można podawać wiele.

Cięcie krzewów czy nękanie?
Nieraz żal się przyglądać, jak pęcherznica kalinolistna (Physocarpus opulifolius) ‘Diabolo’, każdego roku cięta schematycznie na tej samej wysokości – 1 m od podłoża – jeszcze nie zakwitła, pomimo że rośnie w tym miejscu od co najmniej 8 lat. Twórca tego skweru marzył o zachwyceniu przechodniów pędzącego miasteczka czerwcowym kwitnieniem, miało ono zachęcić do kontemplacji nad pięknem przyrody, przyciągnąć owady, pokazać zmienność pór roku. Białe kwiaty pięknie wyglądają na tle czerwonobrązowych liści.

Tymczasem zarządca, z niewiadomych przyczyn, wyklucza to od lat corocznym cięciem. Nie będę tutaj oczywiście objaśniał, że cięcie tego krzewu jest dopuszczalne (wskazane), ale nie w ten sposób – można je wykonywać co 4–6 lat i sposobem odmładzającym, a nie jak formowany żywopłot. Jestem przekonany, że pozostawienie tej kwatery bez opieki lepiej przysłużyłoby się kondycji tych krzewów i mogłyby one zakwitnąć.
Ustawiczne „nękanie” krzewów, które zostały posadzone, aby swymi typowymi dla gatunku lub odmiany formami tworzyć osłonę, budować mikroklimat miejsca (np. osiedla mieszkaniowego) lub być wizytówką domu, sprawia, że przestają one spełniać swoją rolę. Jakże inaczej można określić takie działania nożycami w stosunku do derenia kousa (Cornus kousa), który po dziesięciu latach uprawy „osiągnął” półtora metra wysokości, bez szansy na kwitnienie, bez możliwości ukazania swych walorów dekoracyjnych i znaczenia klimatycznego.

Nieuzasadnione cięcie krzewów
Nieuzasadnione cięcie „uporządkowanych” kulistych form nazywam nie opieką, a raczej dewastacją delikatnej tkanki przyrodniczej. Najczęściej podlegają jej na osiedlach bądź w przestrzeni publicznej:
- forsycja pośrednia (Forsythia x intermedia),
- jaśminowce (Philadelphus)
- śnieguliczki (Symphoricarpos), lilaki (Syringa)
A także wiele drzew, które ogławia się, choć to nie wierzby, u których jest to uzasadnione, wskazane bądź zalecane. Smutnym przykładem nieprofesjonalnej opieki jest cięcie koron kwitnących drzew śliwy wiśniowej (Prunus cerasifera) ‘Nigra’. Te, przez taką opiekę zmniejszają się, o kwitnieniu prawie nie mówimy. Osłabione drzewka łatwiej podlegają atakowi chorób grzybowych czy w skrajniej sytuacji dobijającym je szkodnikom wtórnym, które znajdują tam swój habitat. Nie ma tam żadnej kolizji potencjalnych koron drzew z otoczeniem. Bez przesady opiekę taką możemy nazwać tą, która zabija.
Na drugim biegunie – brak pielęgnacji
Przeciwieństwem jest brak podstawowej pielęgnacji, cięcia, które należy wykonać, choćby dlatego, że mamy do czynienia z taksonem mnożonym przez szczepienie, a ewentualnie pojawiające się odrosty podkładki wymagają usunięcia.

Nie mówimy tutaj np. o tak wymagającej regularnego wycinania odrostów leszczynie pospolitej (Corylus avellana) ‘Contorta’. Ale o kolumnowym dębie szypułkowym (Quercus robur) ‘Fastigiata’, u którego tylko sporadycznie takie odrosty się pojawiają. Tak dzieje się, gdy wykorzystujemy bardzo wartościowe odmiany dębów, najczęściej szczepionych na podkładce gatunku.
Oczywiste jest, że wymagają one jakiejś minimalnej kontroli przez profesjonalistów lub wyczulonych ogrodników, choćby tych „amatorskich”, którym trwała zieleń nieobojętna. Pozostawienie odrostów, które potrafią przerosnąć właściwą odmianę, może doprowadzić do zaduszenia i zaniku dębu szypułkowego ‘Fastigiata’, który miał nie kolidować z ruchem ulicznym.

Tymczasem zaczyna ona własną przemianę w gatunek. Ten w przyszłości zacznie być problemem, szczególnie dla bardziej wrażliwych na piękno lakieru samochodowego. Zamysł projektanta/wykonawcy, by wykorzystać przy szosie odmianę wąsko kolumnową kończy się niepowodzeniem, a przez brak prostego usunięcia odrostów roślina zamienia się w niepożądaną formę w takim miejscu. Cały plan stworzenia zielonej kurtyny upada.
Kilka powyższych przykładów nasuwa pytanie: skąd ten brak profesjonalizmu? Myślę, że jest kilka tego przyczyn. Na pewno jedną z nich jest źle pojęta ekonomia i korzystanie z usług nieprofesjonalnych, tańszych firm pielęgnacyjnych. Te, nie dysponując wiedzą czy doświadczeniem, przycinają rośliny na określonej wysokości wygodnej do postawy stojącego.

Jednak pewnie jest też inny powód. To maskowanie błędnych projektów bądź próba zatuszowania tego, że gatunek jest niedopasowany do miejsca. Inną przyczyną są przyzwyczajenia i brak otwarcia na nową wiedzę, którą każdy z nas winien uzupełniać, a przyzwyczajenia warto aktualizować.