Koszty produkcji szkółkarskiej są bardzo istotne przy jej optymalizacji i rentowności. Przedstawiamy drugą część obszernej relacji z październikowej konferencji „Szkółkarskie wyzwania”. Zorganizowały ją w Bielsku-Białej firmy Ceres International Sp. z o.o., „Farmer” CO., ICL Polska Sp. z o.o. i Vitroflora Grupa Producentów Sp. z o.o.
W pierwszej części tego artykułu („Jak optymalizować produkcję szkółkarską? Ważne zagadnienia”) poruszone były kwestie dotyczące produkcji sadzonek i „młodzieży”. Tym razem prelegenci omawiają trzy inne ważne aspekty dotyczące produkcji roślin w szkółkach:
- Koszty produkcji szkółkarskiej
- Jakość roślin
- Organizację transportu wewnętrznego
Jak patrzeć na koszty produkcji szkółkarskiej?
Optymalizację produkcji należy rozpatrywać pod kątem obniżenia jej kosztów. Michał Stuchlik reprezentujący firmę Ceres International Sp. z o.o. widzi takie możliwości na kilku polach.
Jeden ze sposobów to działania redukujące liczbę osób potrzebnych do wykonywania danej czynności.
Koszty robocizny są wysokie i coraz mniej jest chętnych do pracy w ogrodnictwie. Dlatego automatyzowanie procesu produkcji jego zdaniem powinno być priorytetem. Koniecznością staje się wyposażenie szkółki w rozdrabniacze big bali, maszyny do napełniania multiplatów, aplikacji ściółki czy nawet transplantery. To są duże inwestycje, ale rozpatrując je przyszłościowo, okażą się istotne – stwierdził przedstawiciel firmy Ceres International Sp. z o.o.
Tomasz Michalik z firmy Vitroflora mówił: Nasze myślenie o inwestycjach nie może dotyczyć szybkich działań i krótkich terminów realizacji. Musimy patrzeć całościowo. Maszyny wydają się przerażająco drogim wydatkiem jednorazowym, ale gdy spojrzymy na ten zakup w szerszej perspektywie, okazuje się, że to była dobra, długotrwała inwestycja. 28 lat temu zainwestowaliśmy w Vitroflorze w komputer klimatyczny. Cieszyłem się, że teraz to będą widoczne oszczędności. Wytłumaczono mi jednak, że nie – komputer służy do optymalizacji produkcji, ale efektem optymalizacji może być oszczędność – podsumował T. Michalik.
Koszty produkcji szkółkarskiej to też własna praca
Zdaniem T. Michalika producenci roślin ozdobnych w niewystarczającym zakresie liczą koszty produkcji, w tym pracy własnej. Warto myśleć o budżecie i go planować, a potem śledzić. Dostosowywać do nietypowych okoliczności. Tylko w takim wypadku można planować wydatki inwestycyjne – podkreślał.
Dodał też, że producenci muszą trzymać rękę na pulsie na rynkach zbytu. W wypadku bylin najdynamiczniej rozwija się oferta roślin atrakcyjnych wizualnie dla klienta końcowego, dużych okazów w atrakcyjnych doniczkach, z ładną etykietą. Czyli towaru „premium”.
Produkt masowy z założenia jest poddany presji cenowej. Z tego, co obserwuję, na rynku polskim brakuje dostawców do dużych odbiorców, np. sieci marketów. Gospodarstw, które są w stanie zaoferować jednolite, duże partie towaru. Jeśli nie zareagujemy na to, ten towar przyjedzie do nas z Niemiec lub Holandii – zauważył T. Michalik.
Nie obniżajmy ceny – pokazujmy wartość
Przekonuje on jednocześnie producentów, aby nie bali się podnosić cen, nie prześcigali się w ich obniżaniu. Dobrze zaplanowane i sukcesywne podnoszenie cen zostanie zaakceptowane przez rynek – przekonywał dyrektor Vitroflory dodając, że rosnące koszty transportu czy opakowań łatwo jest wydzielić z ceny za produkt końcowy i o tyle można podnieść koszt towaru trafiającego do odbiorcy.
Zmniejsz koszty produkcji szkółkarskiej dzięki odpowiedniemu nawożeniu
Piotr Chmielowiec z firmy ICL Polska Sp. z o.o. podał przykład obniżenia kosztów produkcji dzięki jesiennemu nawożeniu roślin – wiosną, gdy prac w szkółce jest najwięcej, często brakuje czasu na terminowe podanie roślinom składników pokarmowych. Jak poinformował, dotychczas niektórzy producenci wybierali nawozy o przedłużonym uwalnianiu składników pokarmowych, np. Osmocote® Exact 8–9 M lub Osmocote® Exact 12–14 M.
Należy jednak pamiętać, że pierwszy z nich wiosną będzie działał jak nawóz 5–6-miesięczny, a drugi – 8–9-miesięczny. Łatwo wówczas przegapić objawy niedoboru składników pokarmowych.
Dużo lepszym rozwiązaniem w szkółkach gruntowych jest nawóz Osmocote® PrePlant, który został opracowany wspólnie ze szkółkarzami – poinformował P. Chmielowiec.
Podaje się go roślinom jesienią (działa jeszcze po zastosowaniu – jeśli temperatura podłoża pozwala na uwalnianie się składników pokarmowych z otoczki, a następnie wiosną) bezpośrednio pod roślinę podczas sadzenia. Jest to nawóz otoczkowany, bezpieczny dla roślin, ekonomiczny, a jednokrotna aplikacja zapewnia roślinom właściwy poziom odżywienia przez 1,5–2 sezony.
P. Chmielowiec zwracał ponadto uwagę na konieczność regularnej lustracji roślin i wnikliwej obserwacji, czy są dobrze odżywione. Podkreślił jednocześnie znaczenie mikroelementów w odżywianiu roślin, co dobrze jest ujęte prawem Liebiga, mówiącym, że czynnik, którego jest najmniej, wpływa ograniczająco na organizm. W celu uzupełnienia brakujących mikroelementów w roślinach polecał nawozy Micromax® Premium – do mieszania z podłożem, którego dawka już 150–300 g/m3 podłoża zapobiegnie ewentualnym problemom we wzroście roślin.
Woda w szkółce to też koszty, które można ograniczyć
Przedstawiciel firmy ICL Polska Sp. z o.o. w swoim wystąpieniu uwzględnił też wodę wykorzystywaną do podlewania roślin w szkółkach. Jak poinformował, od lat ekolodzy i organizacje pozarządowe biją na alarm zwracając uwagę na konieczność oszczędzania wody. Pomóc w tym może preparat H2Gro. Ten surfaktant, według przytoczonych danych, może pomóc zaoszczędzić 25% rocznie wody wykorzystywanej w produkcji roślin. Jest on w postaci płynnej lub granulatu, co daje kilka możliwości jego stosowania (można go wymieszać z podłożem, używać z podlewaniem, w opryskach dolistnych, w postaci zamgławiania lub poprzez zanurzenie pojemników w roztworze). Jego zadaniem jest zmniejszanie napięcia powierzchniowego wody, dzięki czemu łatwiej jest nawilżyć podłoże, ponadto pozwala on utrzymać w nim maksymalną ilość wody.
Transport wewnętrzny – wciąż niedoskonały
T. Michalik zauważył, że w produkcji szkółkarskiej i kwiaciarskiej nakład pracy ręcznej jest wciąż bardzo duży. Warto go minimalizować dzięki wykorzystaniu maszyn i sprawiać, że produkcja będzie efektywniejsza i przyjemniejsza.
Drugim wąskim gardłem polskich gospodarstw jest, zdaniem T. Michalika, transport wewnętrzny i logistyka. W celu optymalizacji produkcji konieczne jest planowanie procesów i przemyślane działania.
Nie może być zastojów, bo jedne rośliny jeszcze nie wyjechały, a drugie czekają na ustawienie. W tym czasie ponosimy koszty – pracownicy nie są dobrze wykorzystani – przekonywał T. Michalik.
Michał Stuchlik dodał, że obecnie w wielu gospodarstwach zautomatyzowany jest już proces sadzenia roślin, ale wciąż nie oznacza to, że takie gospodarstwo jest zoptymalizowane. Nawet najlepsza doniczkarka nie usprawni produkcji, jeśli posadzone rośliny będą się kumulowały, bo nie będzie dostępnych rozwiązań pozwalających na szybkie wywiezienie doniczek na miejsce uprawy i ich rozstawienie.
Dlatego uważam, że nie sadzenie jest problemem, ale logistyka wewnętrzna – podsumował M. Stuchlik dodając, że wszystkie możliwości muszą być dobrze rozważone. Nie wszędzie sprawdzą się stół buforowy i wózek widelcowy. Ale będę i takie gospodarstwa, w których takie rozwiązanie będzie optymalne – ocenił prelegent.
Koszty produkcji szkółkarskiej maleją dzięki odpowiednim inwestycjom
Maszyny w gospodarstwie to system naczyń połączonych. Nawet najbardziej wydajna doniczkarka będzie pracowała na 1/3 – 1/2 swojej mocy, jeśli nie będzie podłączona do rozdrabniacza big bali.
Dla niektórych ta maszyna wydaje się zbędna i wciąż nabywają podłoże do uprawy roślin w mniejszych, 250-litrowych opakowaniach jednostkowych. Ale nie dość, że są one droższe niż big-bale, to ciężkie (pracownik musi rozciąć opakowanie i wsypać do zasobnika doniczkarki) i szybko ich zaczyna brakować podczas sadzenia większych partii roślin.
W maszynie do rozdrabniania big-bali podłoże jest przygotowywane na bieżąco, ponadto nie niszczy się struktura torfu sprzed prasowania opakowania.
Ważnym elementem transportu wewnętrznego są taśmociągi, które znacznie przyspieszą dystrybucję roślin na terenie gospodarstwa i niwelują wąskie gardło związane z logistyką.
Jakość roślin to podstawa
Tomasz Michalik podkreślał konieczność produkcji jak najlepszego materiału szkółkarskiego. Byliny weszły przebojem do gospodarstw szkółkarskich i znacznie poszerzyły asortyment roślin. Ich produkcję można rozpoczynać od różnego materiału wyjściowego.
Standardem są multiplaty z 84 sadzonkami (paper-poty o średnicy 3,5 cm), ale firma Vitroflora poleca większy materiał wyjściowy, np. z multiplatów o 40 otworach (sadzonki w paper-potach o średnicy 5 cm) lub 28 „oczkach” (paper-poty 7-centymetrowe).
W Polsce nie ma zbyt wielu klientów na taki materiał, ale dla partnera brytyjskiego produkowane są też młode rośliny (np. budleje, perowskie) w doniczkach P9.
Kilka lat temu zastanawiano się, kto kupi tak drogie sadzonki, np. „zwykłego” rozchodnika, ale z kultur tkankowych, za 1,40 zł. Okazało się, że są na to klienci i ci, którzy raz rozpoczęli produkcję z takiego materiału wyjściowego, nie wracają do tradycyjnie przygotowanych sadzonek – poinformował T. Michalik.
Za jakość roślin odpowiada też podłoże
O wysokiej jakości materiału szkółkarskiego, która obecnie jest podstawą dobrze funkcjonującego gospodarstwa, mówił także M. Stuchlik. Ogromne znaczenie w tym zakresie ma podłoże, które musi być wyrównane, zapewniać korzeniom właściwy stosunek wody do powietrza, stanowić dobry bufor wody. Nowością w ofercie firmy Ceres International Sp. z o.o., której duża część oferty obejmuje podłoża z dodatkiem włókna kokosowego, jest substrat wzbogacony o preparat Klozer G20 lub Bioferti Soil.
Duże paper-poty – nowatorskie rozwiązanie
Dużą szansę – także w optymalizacji produkcji szkółkarskiej M. Stuchlik upatruje w dużych paper-potach (odpowiednikach doniczek P9). Nowe rozwiązanie wciąż testowane jest w szkółkach, ale opinie zbierane od producentów są bardzo obiecujące.
To nowatorskie rozwiązanie, polegające na ukorzenianiu roślin w paper-potach o średnicy 9 cm i przesadzaniu ukorzenionych roślin po upływie kilku tygodni do doniczek finalnych (C2), pozwala na skrócenie czasu uprawy, ominięcie etapu przejściowego (sadzenia ukorzenionych sadzonek do doniczek P9) oraz ograniczenie zużycia tworzyw sztucznych.
Rośliny uzyskane w dużych paper-potach to także gotowy produkt do sadzenia na terenach zieleni miejskiej, gdzie często wybierane są tańsze, a więc mniejsze okazy roślin, a zaletą tego produktu jest brak plastikowych doniczek, które były uciążliwym odpadem dla firm realizujących nasadzenia w miastach.
Czas to pieniądz
Dr hab. Andrzej Pacholczak przekonywał, że jakość roślin jest obecnie ważna. Producenci muszą zrozumieć, że trzymanie roślin, które dobrze by wyglądały za 2–3 lata, generują koszty i dezorganizują produkcję. Rośliny są takim samym produktem rynkowym, jak inne i należy się pozbyć sentymentalnego trzymania każdego okazu – przekonywał prelegent.
P. Chmielowiec dobrą jakość roślin wiąże z ich dobrym odżywieniem. Zobrazował to stwierdzenie wymownym zdjęciem, na którym widoczne były bardzo dobre jakościowo rośliny – tym dostarczono nawóz otoczkowany wymieszany z podłożem podczas sadzenia w dawce 4 g/l i niższe, gorzej rozkrzewione i słabiej wybarwione okazy z podobnego terminu sadzenia, ale którym nawóz podano punktowo 3 tygodnie po posadzeniu.
Jak poinformował prelegent, szkółkarze często zastanawiają się na obniżeniem kosztów produkcji poprzez zmniejszenie dawki nawozu otoczkowanego, np. z 4 kg/m3 do 2 kg/m3. To nie jest droga do uzyskania dobrej jakości towaru finalnego. Z naszych doświadczeń wynika, że takie postępowanie skutkuje zmniejszeniem wysokości roślin o 11%, a ich masy – o 9%.
Jest jeszcze jeden aspekt – rośliny dobrze odżywione możemy zbierać z zagonów po kolei, każda będzie nadawała się do handlu. Te, które otrzymają połowę dawki – będzie trzeba przebierać. I nawet jeśli potem będą otrzymywać składniki pokarmowe w nawozach rozpuszczalnych (co generuje kolejny koszt), nie dogonią tych właściwie żywionych od początku – stwierdził P. Chmielowiec dodając, że podane w katalogach dawki nawozu zaspokajają 75% potrzeb żywieniowych roślin, zatem tym bardziej nie warto ich na starcie obniżać. Warto zainwestować w bezpieczne nawozy, ze stabilną krzywą uwalniania składników pokarmowych – podsumował P. Chmielowiec.