Łąka w miejsce trawnika

Łąka w miejsce trawnika koszona przez kosiarkę napędzaną siłą końckich mięśni
Fot. Lloyd Mann (licencja CC BY-NC-SA 4.0)

W ciągu ostatnich kilku lat coraz częściej możemy przeczytać i usłyszeć o zaletach łąk kwietnych i ich coraz większej popularności. Łąka w miejsce trawnika to bardzo dobry pomysł, na którym wszyscy korzystają. Jednocześnie dużo tańszy w utrzymaniu niż trawnik.

Łąka w miejsce trawnika wchodzi do mainstreamu

Ostatnimi czasy media obiegła wiadomość o tym, jak to na prestiżowym uniwersytecie King’s College w Cambridge złamano kilkusetletnią tradycję. W roku 2020 po raz pierwszy od 1772 r. nie skoszono trawnika!

Miejsce perfekcyjnie wypielęgnowanej, przystrzyżonej murawy zaczęły zajmować trawy i inne rośliny. Dużą ich część zasiano w ramach eksperymentu naukowego. Jednak zdecydowana większość zasiedliła się w sposób naturalny. Wzbogaciło to bioróżnorodność poza spodziewany przez naukowców poziom.

Łąka w miejsce trawnika na terenie King's College w Cambridge
Fot. Geoff Moggridge (licencja CC BY-NC-SA 4.0)

Różnorodność roślin przyciągnęła owady, a te z kolei przyciągnęły zwierzęta polujące na nie. W tym aż osiem gatunków nietoperzy.

Zalety łąki kwietnej nad trawnikiem

Naukowcy z Cambridge potwierdzili znane od dawna korzyści, jakie przynosi łąka w miejscu trawnika. Zwłaszcza w miastach.

Niższa temperatura w lecie

Przede wszystkim łąka odbija około 25% promieniowania słonecznego więcej niż trawnik. To powoduje, że teren łąki nagrzewa się w mniejszym stopniu niż w przypadku trawnika. W  miastach znanym i niepożądanym efektem podczas upałów jest powstawanie lokalnych wysp ciepła. Betonowe i asfaltowe powierzchnie ciągów komunikacyjnych, parkingów i architektura powodują lokalny duży wzrost temperatury, a co za tym idzie pogorszenie komfortu mieszkańców. Łąki kwietne, podobnie jak drzewa i zieleń miejska, skutecznie redukują uciążliwość tych wysp ciepła i ich wpływ na ludzi.

Oszczędności finansowe

Niższa temperatura na zewnątrz to też oszczędności w stosowaniu klimatyzacji. Oszczędności jednak pojawiają się już dużo wcześniej, zanim miasta zaleją fale upałów. Łąka kwietna wymaga koszenia maksymalnie 2-3 razy w roku. Porównując to z trawnikiem, który zaleca się kosić przynajmniej raz w tygodniu, to ogromne oszczędności! A do tego odpadają koszty aeracji, nawożenia, naprawy wydeptanych i zniszczonych części trawnika.

Pielęgnacja trawnika to też konieczność jego nawadniania. Łąka natomiast nie wymaga tego. Zwłaszcza gdy zadbamy o to, by znalazły się tam gatunki roślin odporne na upał i suszę. Do tego łąka zapobiega szybkiej utracie wilgoci z gleby podczas upałów.

Akumulacja wody z opadów

Łąka kwietna dużo lepiej niż trawnik zatrzymuje wodę. Ma to duże znaczenie w przypadku nagłych letnich burz i towarzyszącym im ulewnym opadom deszczu. W miastach wówczas bardzo często dochodzi to lokalnych podtopień i zalania ulic, placów, a nawet niżej położonych budynków. Po prostu miejski krajobraz nie sprzyja retencji wody deszczowej, która już po kilku minutach ulewy zaczyna płynąć ulicami, zamieniając je w rwące strumienie.

Łąka keiwtna na terenie King's College w Cambridge
Fot. Alice Bailey (licencja CC BY-NC-SA 4.0)

Tereny zielone chłoną wodę deszczową i nie pozwalają jej się poza nie rozlać. Ich przeciwpowodziowa rola w miastach jest nieoceniona. Łąka w miejsce trawnika radzi sobie z tym zadaniem jeszcze lepiej.

Należy przypomnieć, że woda, która trafia do kanalizacji burzowej podczas opadów, jest tak naprawdę już wodą straconą dla rolnictwa i przyrody. Co w przypadku narastającego zagrożenia suszą powinno być niepokojące i powinno uruchomić zmianę paradygmatu myślenia o konieczności retencji.

Łąka w miejsce trawnika to nie nowość

Mogłoby się wydawać, że tworzenie łąk kwietnych lub pozwalanie „zdziczeć” trawnikom to moda, lub trend jedynie ostatnich czasów. Tak jednak nie jest. Zalety łąk czy też wady trawników jako podstawowej zieleni miejskiej są znane od dziesięcioleci.

„Szkółkarze przeciwko trawnikom”

Łąka w miejsce trawnika. "Szkółkarze przeciwko trawnikom" pierwszy tekst pierwszego numeru szkółkarstwa opublikowany 30 lat temu.
Fot. K. Burek

Taki tytuł nosi opublikowany 30 lat temu artykuł w naszym czasopiśmie, a konkretnie w jego pierwszym numerze. Autor dr Jacek Marcinkowski pisze:

„Trawniki uważane są, i tak jest w istocie, za nieodzowny składnik każdego układu zieleni. Ich rola w kształtowaniu terenów zieleni jest ogólnie znana. Przyjmuje się, że powierzchnia trawników stanowi 60-70% ogółu zieleńców polskich miast.
Czy tak być musi, czy tak być powinno?
Już pobieżna i niespecjalistyczna ocena trawników znajdujących się wzdłuż ulic, w parkach, a także w wielu ogrodach przynosi wynik negatywny.”

Autor pisze o kłopotach, jakie sprawiają trawniki. Jako remedium na nie proponuje rośliny okrywowe i zadarniające. Krzewy liściaste i iglaste oraz byliny.
W ciągu tych ostatnich 30 lat tym rozwiązaniom wyrosła mocna konkurencja pod postacią łąk kwietnych. Jest to rozwiązanie na pewno bardziej ekonomiczne od proponowanych w artykule roślin. Oba te rozwiązania mogą współistnieć na danym terenie, zastępując trawnik.

I tak na przykład wzdłuż ciągu komunikacyjnego można zastosować roślinność okrywową, następnie byliny, które przechodzą w łąkę kwietną. Osiągamy tym rozwiązanie estetyczne, praktycznie bezobsługowe, a więc ekonomicznie uzasadnione i wpisujące się w nowoczesną koncepcję terenów zielonych.

Takie rozwiązania są znane i propagowane od co najmniej kilkudziesięciu lat. Czemu zatem trawnik jest ciągle podstawową opcją i tak mocno osadził się w krajobrazie nie tylko zieleni miejskiej, ale też domowych ogrodów?

 Siła przyzwyczajenia i norm społecznych

„Wszyscy mają trawnik — mam i ja!” Tak w skrócie można by było streścić to zjawisko społeczno-ogrodnicze. Siła potrzeby akceptacji społecznej jest ogromna. Nikt nie chce uchodzić wśród sąsiadów za kogoś odmiennego, kogoś, kto się wyłamuje z powszechnie utartych schematów.
To myślenie i postawa przenosi się na planowanie zieleni miejskiej i trudno to zmienić.

By to się stało, socjologia podsuwa pewne rozwiązania. Jedno z nich jest to zmotywowanie do zmian całej grupy ludzi poprzez wystarczająco mocny bodziec. Takim bodźcem może być przykład osoby lub instytucji, która w danej społeczności cieszy się zaufaniem i prestiżem. Tak jak przykład uniwersytetu z Cambridge bardziej poruszył ludzi niż wiele wcześniejszych artykułów o zamianie trawnika w łąkę.

Efekt (braku) kosiarki

To zaś nazwa naszego rodzimego projektu badawczego realizowanego przez Wydział Biologii Uniwersytetu Jagielońskiego. Realizowany jest na terenie zielonej przestrzeni III Kampusu Uniwersytetu Jagielońskiego. Ma za zadanie poznanie, jak koszenie lub jego brak wpływa na warunki mikroklimatyczne, tempo rozkładu materii organicznej, bioróżnorodność, potencjalne zagrożenia związane z większą ekspozycją na kleszcze.

Brak koszenia trawnika jako eksperyment naukowy Wydziału Biologii UJ
Fot. I. Stelmasiewicz

Potrzebujemy takich przykładów i wyników badań, by nagłaśniając je, motywować ludzi i samorządy do zmian terenów zielonych, które będą lepiej służyły mieszkańcom i środowisku.

Więcej o łąkach kwietnych zamiast trawników pisaliśmy tutaj. Zapraszamy do lektury.

A tak wygląda nasz pierwszy numer „Szkółkarstwa” wydany 30 lat temu.

Brak postów do wyświetlenia

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.