Rewilding. Trend, który nie jest tylko chwilową modą, ale koniecznoscią. Przybliżamy to ważne zagadnienie zarówno architektom krajobrazu, jak i producentom roślin ozdobnych. Rewilding to bardziej lub mniej świadome podejście do postrzegania dzikiej, nietkniętej ręką człowieka przyrody jako wartości godnej ochrony. I nie jest czymś nowym w historii świata.
Postulaty takie pojawiły się już w XIX wieku. Dzięki nim zaczęły powstawać pierwsze parki narodowe. Dzięki temu udało się zachować w nienaruszonej formie wiele cennych i unikatowych ekosystemów. Mimo to cywilizacja wywiera ogromną presję na cały światowy biom, czym doprowadza do wymierania gatunków oraz do zmian klimatycznych. Zwrot ku naturze jest nieunikniony.
Rewilding. Dlaczego to takie ważne?
W USA 3 września 1964 r. wszedł w życie akt prawny „Wilderness Act”, który był pierwszą powszechnie obowiązującą ustawą definiującą pojęcie „dzikości” i deklarującą jej ochronę.
Głosi ona, że:
„Obszar dzikości (wilderness), w przeciwieństwie do tych, których krajobraz jest zdominowany przez człowieka i jego dzieła, jest przestrzenią, gdzie teren i wspólnota życia nie są zdominowane przez człowieka, człowiek jest tylko gościem”. Nadrzędnym celem jest maksymalne zmniejszenie presji ze strony ludzi oraz zachowanie naturalnego rytmu procesów kształtujących ekosystemy i krajobraz. Istotne jest również, aby do takich miejsc „dzikości” dostęp miał ruch turystyczny, z zachowaniem jednak zasady leave no trace (‘nie zostawiaj śladów’).
Co to jest rewilding?
Jest to działanie mające na celu przywracanie różnorodności i bogactwa dziko żyjących zwierząt oraz wykorzystywanie naturalnych procesów do poprawy stanu ekosystemów jest istotne z kilku powodów. Dzięki niemu możliwe jest przywrócenie odporności, struktury i różnorodności ekosystemu.
W większej skali ułatwia migrację gatunkom o szerokim zasięgu z jednego obszaru do innego w poszukiwaniu pożywienia, rozproszenia i ostoi. Również my, jako populacja ludzka, możemy czerpać z rewildingu wymierne korzyści. Dzięki zdrowszym ekosystemom będziemy mieli zapewniony stały dostęp do czystej wody i powietrza oraz w efektywniejszy sposób będzie możliwa sekwestracja węgla z CO2.
Wzajemnie powiązane ze sobą ekosystemy będą skuteczniej reagować na skutki zmian klimatu. Zrenaturalizowane obszary dzikiej natury mogą stać się źródłem wielu surowców dla lokalnych społeczności; mogą również przyczynić się do zwiększenia atrakcyjności danego miejsca dla turystów, co w efekcie uruchomi potrzebę tworzenia nowych miejsc pracy.
W trzech odsłonach
Rewilding podzielić można na trzy typy: plejstoceński, pasywny i translokacyjny.
Podejście plejstoceńskie zakłada przywrócenie potomków wymarłej megafauny do ekosystemów i przez to – przywrócenie dawnych procesów ewolucyjnych i ekologicznych, które wraz z wielkim wymieraniem zostały wyeliminowane. Najlepiej znanym przykładem jest restytucja żubra, która okazała się wielkim sukcesem.
Pasywny rewilding – przeciwnie – maksymalne ograniczenie interwencji ludzkiej przez oddanie dawnych gruntów uprawnych i całkowite pozostawienie ich naturze. Sukcesja ekologiczna następuje bez udziału człowieka lub tylko z jego początkowym niewielkim wkładem, jak np. usunięcie elementów zbędnych (zapory, tamy).
Translokacja lub zdziczenie troficzne, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, jest bardzo aktywną formą, która obejmuje reintrodukcję gatunków. Celem jest zainicjowanie nowego przebiegu procesów ekologicznych w dysfunkcyjnych ekosystemach poprzez wprowadzenie do nich gatunków, które wcześniej wyginęły, lub zwiększenie istniejącej populacji, aby wesprzeć ich rozwój.
Rewilding jest procesem, w którym nie ma docelowego punktu końcowego. Nasza rola sprowadza się do wspierania procesów napędzanych przez naturę, które finalnie skutkują osiągnięciem stanu dzikiej przyrody, a do tego potrzeba czasu i miejsca.
Rewilding wymaga poruszania się w ramach pewnej skali, gdzie każdy nowy krok postrzegamy jako rozwój. Na tworzeniu obszarów, w których pozwala się na ponowne zdziczenie, skorzystają i przyroda, i ludzie. Ekosystemy samoregulujące się są bardziej zrównoważone i stabilne od tych regulowanych przez człowieka.
Ma to niebagatelne znaczenie w kontekście przyszłości i postępujących zmian klimatu. Ciągle rozrastające się aglomeracje stoją przed wyzwaniem zmierzenia się z nimi, by utrzymać, a w dłuższej perspektywie poprawić jakość życia swoich mieszkańców. „Kierunek rewilding” wydaje się być jedną ze skuteczniejszych dróg rozwoju miast w kierunku życia bardziej zgodnego z biologicznymi potrzebami każdego człowieka.
W gęsto utkanej tkance miejskiej większość działań możliwa jest raczej na małych powierzchniach, jednak suma wszystkich przedsięwzięć może dać bardzo wymierne korzyści w skali makro.
Rewilding w miastach
W ramach aktywnego wspierania przywracania naturalnych procesów w obrębie miast pierwszym krokiem często jest ich ponowne zalesianie. Celem jest nie tylko zwiększenie atrakcyjności. Dalszy rozwój urbanizacyjny zmusza do ograniczania nagrzewania się miast, czyli występowania tzw. miejskich wysp ciepła i lepszego ich przewietrzania, modyfikacji klimatu miejskiego oraz poprawy jakości powietrza.
Łódź jest jednym z miast z długofalowym planem nasadzeń, który zakłada, że zalesione zostanie ponad 150 hektarów gruntów miejskich, przede wszystkim na obszarach podmiejskich oraz wokół istniejących zadrzewień.
Również Kraków zaczyna wdrażać plan zwiększenia zalesienia (obecnie kompleks leśny zajmuje zaledwie 4,4% powierzchni miasta). Szacuje się, że podwojenie tego odsetka zajmie następne 20 lat.
Rewilding to chłodniejsze miasta i mniejsze zagrożenie powodziowe
Sadzenie drzew pozwoli schłodzić przegrzane miasta; zachęci również m.in. ptaki do zasiedlania nowych obszarów, które staną się dla nich przyjazne. Zalesianie miast będzie też efektywnym narzędziem w walce z klęskami żywiołowymi. Gęste korony drzew znacznie obniżają tempo, w jakim woda opadowa dociera do dna lasu; korzenie zaś działają niczym kanały odprowadzające deszczówkę do głębszych warstw gleby.
Woda z opadów absorbowana jest przez tereny leśne nawet do 67 razy szybciej, niż przez gleby porośnięte samą trawą. W praktyce oznacza to, że woda nie spływa do rzek i innych cieków wodnych, przez co zmniejsza się ryzyko powodzi oraz odbudowują się zasoby wód gruntowych.
Kolejnym krokiem jest przywracanie naturalnego krajobrazu, co w miastach wiąże się ze zmianą pewnych nawyków i praktyk w zieleni miejskiej. Coraz większa liczba włodarzy zaczyna rozumieć i kalkuje koszty utrzymania trawników. Ich koszenie oraz wszelkie zabiegi pielęgnacyjne generują wysokie nakłady.
Podczas letnich upałów koszony nisko trawnik nagrzewa się przeciętnie do temperatury o 20°C wyższej, niż niekoszona łąka kwiatowa. Aspekt ekonomiczny przemawia najmocniej, w grę wchodzą jednak również kwestie bezpieczeństwa ruchu, dlatego coraz więcej miast decyduje się kosić tylko pasy przyuliczne, pozostawiając resztę roślinności, która może rosnąć swobodnie.
Łąki kwietne to kolejne narzędzie do walki z nagrzewaniem miast. Przejmują one również więcej wody z opadów, niż klasyczne trawniki. Tworzenie nasadzeń wielogatunkowych przyciąga nowe, wcześniej rzadko lub wcale niespotykane lokalnie rodzime gatunki, przez co tworzą się bardziej bioróżnorodne, a tym samym stabilniejsze biotopy.
W miejskiej tkance nie jest łatwo wygospodarować większe obszary dla dziczenia, dlatego warto, w kontekście dalszego rozwoju, tworzyć zielone korytarze i wzajemnie powiązaną sieć mniejszych ekosystemów, w ramach której będzie możliwa migracja gatunków.
Czas na nowe
Bardzo wyraźny kierunek rozwoju wyznaczyła wystawa RHS Chelsea Flower Show 2022 (czyt. więcej „Szkółkarstwo” 5/2022 – red.). Najlepszym ogrodem pokazowym został „A Rewilding Britain Landscape”. Jego twórcy – Lulu Urquhart i Adam Hunt – przenieśli do swojego projektu fragment dzikiej natury inspirowany działaniami bobrów po ich reintrodukcji w południowo-zachodniej Anglii. Wykorzystali oni rodzime dla tego rejonu gatunki roślin, jak wierzby (Salix), olchy (Populus), głóg (Crataegus) i klon polny (Acer campestre).
Projektantom zależało, aby jak najbardziej autentycznie przedstawić fragment odradzającego się w swobodny sposób krajobrazu. Duży nacisk położono na pokazanie, jak wielką rolę w odtwarzaniu się ekosystemu mogą odegrać zwierzęta. Dzięki bobrom tworzą się rozlewiska, które stają się ostoją wielu gatunków roślin i zwierząt.
Krytycy bardzo chwalili ideę projektu, z którego płynęła nadzieja na przyszłość. Część środowiska nie całkiem zrozumiała to przesłanie, co pokazało, że powinniśmy na nowo zdefiniować pojęcie piękna w ogrodach. Jesteśmy w takim momencie rozwoju i historii ludzkości, w którym architekci krajobrazu, urbaniści i inni związani z planowaniem przestrzeni, a także szkółkarze mają do odegrania rolę nieporównanie większą niż dotychczas. Swoimi działaniami oraz wysoką świadomością ekologiczną tworzą świat dla przyszłych pokoleń. Taki, w którym da się pogodzić dalszy, nieustanny rozwój cywilizacji i życie w harmonii i zrozumieniu dla przyrody. Sami projektanci L. Urquhart i A. Hunt mówią: „Widzimy rewilding jako przywrócenie naturze oddechu”.
Dylematy i wątpliwości
Temat rewildingu otwiera szerokie pole do dyskusji. W pierwszej kolejności trzeba wybrać, czy dajemy pełną swobodę do działania naturze i nie ingerujemy w procesy regeneracji czy aktywnie wprowadzamy zmiany, w tym m.in. usuwamy sztuczne bariery dla migracji i rozprzestrzeniania się, takie jak tamy, ogrodzenia, płyty betonowe, oraz realizujemy restytucję nasadzeń roślin na zdegradowanych obszarach.
Druga, bardzo dyskusyjna kwestia dotyczy rodzimych oraz obcych gatunków. Część specjalistów jest zdania, że należy wspierać tylko rozwój gatunków naturalnie występujących na danym obszarze. Zmieniający się klimat, zwłaszcza w miastach, jest jednak niekorzystny dla gatunków rodzimych, które nie wytrzymują presji aglomeracji, jej zanieczyszczeń.
W tym miejscu pojawia się wątpliwość, czy lepiej dopuszczać gatunki obce danej florze, radzące sobie w środowisku miejskim? Ciągle jeszcze mało rozumiemy z sieci powiązań ekosystemowych i potrzebne będą lata obserwacji i zdobywania wiedzy.
Ponad 20 lat temu ukuta została teoria „zmiany linii bazowych”. Zakłada ona, że z powodu zbyt krótkiego czasu życia ludzkiego (w skali czasu Ziemi) oraz wypaczeń w pamięci ludzie nie mają adekwatnego obrazu zmian w naturalnym ekosystemie, wywołanych naszą działalnością, gdyż nasza „linia bazowa” zmienia się z każdym pokoleniem. To, co nasi przodkowie uważaliby za zdegradowany obszar, my postrzegamy jako naturalny. Być może najlepsze okażą się rozwiązania hybrydowe, łączące różne filozofie. Najważniejsze będzie jednak głębokie zrozumienie procesów naturalnych.