Pszczoły i kwiaty, które ich nie chcą

Pszczołą na kwiacia
Fot. I. Stelmasiewicz

Pszczoły w miastach to coraz mniej zaskakująca koncepcja i coraz częstszy widok. Obraz pszczół i innych owadów zapylających jest też probierzem pożądanej bioróżnorodności. Coraz częściej też zieleń miejska to nie wyłącznie trawnik i ewentualnie kilka wieczniezielonych nasadzeń. Nowe piękne ogrody kuszą rozmaitą roślinnością, a nawet pięknymi kwiatami. Kuszą nas, ale czy kuszą też pszczoły? Nie zawsze. Rośliny ozdobne są hodowane z myślą o nas, ludziach, a nie o owadach.

Tereny zielone dają nam, ludziom, bardzo wiele. Od poprawy zdrowia do wzrostu cen nieruchomości w okolicy terenów zielonych. Od zmniejszenia temperatury w miastach latem, po zapobieganie powodziom błyskawicznym. To wreszcie teren rekreacji, wypoczynku, miejsce uprawiania sportu lub relaksu i spędzania wolnego czasu.

W takim celu już coraz świadomiej projektuje się zieleń miejską i podmiejską oraz inne tereny zielone. Nawet w mniejszych miejscowościach, w tym w wioskach, one istnieją, powstają i rośnie świadomość ich wartości i korzyści z ich obecności w przestrzeni publicznej.

Zieleń miejska nie tylko dla ludzi

Czy jednak tylko nam planowana zieleń miejska służy i czy tylko nam powinna? Odpowiedź jest jednoznaczna — nie. Przestrzeń zieleni miejskiej nie służy i nie powinna być przydatna tylko ludziom. Każdy teren zielony, jako biologicznie czynny, to sieć ekologicznych powiązań pomiędzy organizmami. Teren zielony służy przyrodzie. Kwestią otwartą jest, jak dobrze służy i czy nie może służyć lepiej.

Fot. I. Stelmasiewicz

Od pewnego czasu nasila się krytyka traktowania zieleni miejskiej jako tylko terenów pokrytych roślinnością i to najlepiej pod postacią trawnika, ewentualnie szpaleru  z żywotnika zachodniego i solitera pośrodku. Taki teren zielony niezbyt dobrze służy ludziom, a co dopiero przyrodzie. Z przyrodniczego punktu widzenia to niemal monokultura o bardzo niewielkim stopniu złożonych relacji pomiędzy organizmami i niewielką ich liczbą.

W innych miejscach podejście do zieleni miejskiej jest jakby odmienne. Już na pierwszy rzut oka widać, że miało być estetycznie. I jest. Drzewka, krzewy, rośliny zadarniające w miejsce trawnika, kępy ozdobnych traw, kwiaty. Widok tak odmienny od poprzedniego. Naturalnie przypisujemy takim ogrodom i skwerom bioróżnorodność, dbałość o przyrodę. Widzimy kręcące się tam częściej ptaki.

Niewątpliwie jest to teren zielony bardziej bioróżnorodny i złożony od klasycznego trawnika. Czy jednak nie ulegamy złudzeniu, że to teren służący przyrodzie?

Wielu krytyków zaczyna nazywać takie miejsca „ogrodami pationkinowskimi”. Fasadą, za którą nie kryją się większe korzyści dla przyrody, ani dla nas ludzi, będącej jej częścią. Takie tereny zielone, pomimo dużej ilości różnych gatunków roślin, nie wykształcają optymalnej bioróżnorodności i sieci powiązań. Zwłaszcza pomiędzy roślinami a owadami, ptakami i innymi organizmami. Choć piękne i cieszące oko, to często tylko marginalnie mają z przyrodniczego punktu widzenia jakąś wartość. Niemożliwe? A jednak.

Pszczoły w miastach lekko nie mają

By to zrozumieć, wystarczy przyjrzeć się kwestii zapylaczy. Rola zapylaczy, w tym pszczół, w przyrodzie, rolnictwie i gospodarce jest ogromna. Pszczoły są bardzo ważne i może zdanie „gdy zabraknie pszczół, to ludzkość w kilka lat zginie” jest mocno przesadzone. Jednak na pewno brak zapylaczy negatywnie odbiłby się na produkcji żywności, przynosząc wiele bardzo negatywnych konsekwencji.
Z tego powodu słusznie przyjmuje się, że o pszczoły i owady zapylające należy dbać. Tereny zielone też w tej kwestii mogą wiele zrobić. Czy robią? Robią niewiele. I to nie ze złej woli, ale z przyzwyczajeń i często niewiedzy.

Zdarza się, że nawet miłe dla oka, ukwiecone tereny zieleni miejskiej nie przyciągają wielu zapylaczy. Czy to możliwe, żeby kwiaty były omijane przez pszczoły i nie były dla nich atrakcyjne?

Kwiaty, które nie wabią pszczół

Niestety to możliwe i zdarza się coraz częściej w ozdobnych ogrodach, na rabatach. Jest to spowodowane tym, że sadzone tam rośliny ozdobne są hodowane, by były atrakcyjne dla nas, dla ludzi, a nie dla owadów. Rośliny produkuje się, by zaspokoić zapotrzebowanie rynku. Te zaś skupia się na walorach estetycznych i użytkowych roślin ozdobnych.
Wystarczy spojrzeć na oczekiwania, by kwiatostany były coraz pełniejsze. I wiele roślin ozdobnych takie ma. Są atrakcyjne dla rynku, chętnie sadzone w ogrodach i parkach, ale pobieranie z nich pyłku i nektaru, jeśli w ogóle ma sens, to jest bardzo utrudnione.

Roślina, by odniosła sukces rynkowy, musi być atrakcyjna, odporna na choroby, łatwa w pielęgnacji, długo kwitnąć. Do najnowszych wymagań jeszcze doszła odporność na suszę i wysokie temperatury oraz zanieczyszczenie środowiska. Jeśli posiada też takie cechy jak miododajność i atrakcyjność dla zapylaczy, to jest to raczej cecha nieplanowana w procesie tworzenia nowego taksonu.

Pszczoły na kwiatach rumianku
Fot. I. Stelmasiewicz

I takie właśnie rośliny goszczą coraz częściej w naszych ogrodach, parkach, na skwerach. Tereny zielone stają się coraz bardziej okazałe, estetyczne. Sprawiają wrażenie bioróżnorodności, bo przecież tyle tam pięknie kwitnących dekoracyjnych roślin. Tymczasem są „ogrodami pationkinowskimi”. Fasadą, za którą nie ma większej przyrodniczej głębi. Brak im potencjału by rozwinęły się sieci współzależności międzygatunkowej roślin i zwierząt.

Nie tylko pszczoły

Poruszyliśmy sprawę miododajności i atrakcyjności roślin dla zapylaczy. Jednak podobnie jest z atrakcyjnością roślin dla ptaków. Rzadko bierze się pod uwagę, by sadzone rośliny mogły wykształcić pokarm dla ptaków. Owoce, nasiona lub orzechy. Najczęściej priorytetem nie jest by krzewy i drzewa mogły zapewnić warunki do gniazdowania lub schronienia. Brak zagłębień terenów polepszających retencję wody to też jej brak do picia dla ptaków i drobnych ssaków.

O ssakach żyjących pod ziemią nawet nie warto wspominać. Te w ogrodach i zieleni miejskiej cieszą się, delikatnie mówiąc, wyjątkowo małą popularnością. Niszczą przecież założone z takim pietyzmem trawniki, a ich kopce przeszkadzają w sprawnym koszeniu.

Co można robić, by było lepiej?

Taki stan rzeczy można jednak odwrócić i uczynić tereny zielone miejscami dużo bardziej bioróżnorodnymi, buzującymi życiem owadów, roślin i zwierząt. Wystarczy, by rynek roślin ozdobnych zaczął bardziej premiować rośliny miododajne. A zaczyna się to zmieniać i już wiele taksonów jest reklamowanych jako przyjazne pszczołom. Okazuje się, że są coraz częściej kupowane przez finalnych odbiorców chcących wzbogacić swoje domowe ogrody czy rabaty.

Świadomość klientów, choć powoli, to się zmienia, a ich potrzeby kształtują wolno rynek. Rynek zaś zaczyna zgłaszać zapotrzebowanie na odpowiednie rośliny ich producentom.

Prawdziwa bioróżnorodność w zieleni miejskiej

Trend bioróżnorodności w przestrzeni zielonej rozpoczął się. Na razie traktowany jest przez wielu jako ciekawostkę, sezonową modę. Jednak jest to nowy, rosnący w siłę trend ogrodów bioróżnorodnych, naturalnych, ekologicznych.

Powstają miejsca, gdzie nie dominuje już koszony regularnie trawnik. Takie naprawdę nowoczesne i w pełni bioróżnorodne tereny zielone charakteryzują się wielością gatunków roślin. Rosną tam kwiaty i byliny miododajne, krzewy i drzewa dostarczające schronienie i pokarm dla ptaków. To też znane i coraz bardziej lubiane łąki kwietne wypierające choć część trawników. To teren, na którym zadbano o możliwość retencji wody, a nawet siedliska dla płazów. To teren cieszący oko różnorodnością przyrody, jej harmonią, kolorowymi kwiatami.

Tworzenie takich miejsc, szczególnie w miastach, to wyzwania. Jednym z takich wyzwań jest specyfika klimatu miejskiego. Nadmierne susze przerywane niekiedy podtopieniami z wybetonowanych terenów. Wysoka temperatura latem, a zimą zasolenie. Nie wszystkie rodzime gatunki sobie z tym dobrze radzą. Konieczne jest korzystanie z roślin o odpowiednich cechach celowo dobranych przez ich producentów. Są już takie gospodarstwa, które się w tym specjalizują. Na przykład drzewa odpowiednie dla miejskich warunków.

Rośliny ozdobne miododajne lubiane przez pszczoły
Fot. I. Stelmasiewicz

Dobrze z nieprzychylnymi warunkami radzą sobie za to rośliny powszechnie uznawane i traktowane jak chwasty. Istnieją jednak przykłady, że odpowiednio wplecione w strukturę zieleni miejskiej nie tylko nie pogarszają jej estetyki, co nawet ją podnoszą. Na pewno zaś podnoszą bioróżnorodność i odporność całego systemu roślin na trudne warunki. Przykładem może być park, w którym rosną wyłącznie chwasty. Co ciekawe, to właśnie wśród chwastów uwijają się pszczoły ignorując często wypielęgnowane klomby.

Rewilding dla miast i pszczół

I nie chodzi teraz tylko o to, by tereny zielone pokryły tylko łąki kwietne oraz chwasty. Chodzi o zwrócenie uwagi, że funkcjonalność terenów zielonych i korzyści dla mieszkańców można pogodzić z korzyściami dla przyrody, która nie ma łatwo w skupiskach ludzkich. Chodzi o to, że rodzime gatunki nadające się do takich zastosowań można łączyć z wyhodowanymi, jeśli tylko mają odpowiednie cechy. Takie, które na danym terenie wzbogacą go również przyrodniczo.

Rewilding to trend w kształtowaniu nie tylko terenów zielonych, ale też trend w bliższym kontakcie z naturą. I w wymiarze bliższej odległości — choćby do oddalonego niedaleko parku i w wymiarze kontaktu naturą o bardziej złożonych ekosystemach.

Rola gospodarstw szkółkarskich i kwiaciarskich

A gdzie w tym wszystkim są producenci roślin ozdobnych?

Pszczoły i rośliny miododajne w centrum zainteresowań merketingu roślin ozdobnych
Fot. I. Stelmasiewicz

Wydaje się, że powinni blisko monitorować te trendy i dostosowywać swoją ofertę, która często dopiero po kilku latach będzie dostępna, do zmian w zapotrzebowaniu na rynku. Mogą też sami swoją ofertą już teraz aktywnie wpływać na te zmiany. Dołączając się do różnych akcji, oferując rośliny wpisujące się w nowe trendy i wyeksponować odpowiednie cechy roślin w działaniach marketingowych.

Brak postów do wyświetlenia

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.